Dwa tygodnie kwarantanny, bez piłki ręcznej, to był trudny czas?

Niezwykle trudny. Nie mam wątpliwości, że ta choroba, ze wszystkimi symptomami, jakie mieliśmy my, wyrządza wiele szkód. Na próbę wystawione jest także nasze zdrowie psychiczne. Ten czas był więc niezwykle wymagający, ale staraliśmy się sobie jakoś z tym radzić.

W poniedziałek mieliście pierwszy po przerwie trening. Zauważasz duże dysproporcje między tym, co było przed zakażeniami, a tym, co jest teraz?

W całej swojej karierze nie widziałem czegoś takiego. Zawodniczki nie mają po prostu siły, energia kończy się po dziesięciu sekundach wysiłku. Jest to przerażające dla mnie, jako trenera, bo muszę być naprawdę uważny. Zarówno ja, jak i klub, podchodzimy do sytuacji odpowiedzialnie i także dlatego cała drużyna miała dodatkowe badania krwi i serca. Niestety, testy te pokazały, że COVID naprawdę wpływa na serce. Mamy zawodniczki, którym się to przytrafiło, a co za tym idzie, które nie są jeszcze gotowe na powrót do normalnych treningów. Nie zamierzamy podejmować żadnego ryzyka, obserwujemy je i cieszę się, że klub wspiera te działania, bo wiem, że nie wszędzie jest to normą.

Badania krwi i serca były dla ciebie bardzo ważne. Wiedziałeś, że koronawirus może wywołać tyle szkód w ciele zdrowego sportowca?

Wszyscy eksperci, lekarze, którzy pracują ze sportowcami, przyznają, że powrót, szczególnie do treningów na maksymalnych obciążeniach, powinien być rozłożony w czasie. Głównie dlatego, że płuca, czy serce są zniszczone. Staramy się działać jak najlepiej, ale niestety nie wszyscy szanują wirusa tak bardzo, jak my. Musimy grać i będziemy gotowi na tyle, na ile możemy. Będę jednak pierwszym, który otwarcie mówi, że to zbyt ryzykowne i nie ma sensu naciskać na zawodniczki/zawodników po tak trudnej sytuacji. Chodzi o przynajmniej jeden dodatkowy tydzień, ale według mnie powinna zostać wprowadzona zasada, że wracamy do gry co najmniej dwa tygodnie po zakończeniu kwarantanny. Dzięki temu mielibyśmy szansę zobaczyć, jak reaguje organizm. My mamy na to tylko sześć dni, drużyna z Jarosławia, gdy wracała do gry, miała cztery dni. To nieodpowiedzialne i groźne dla zawodników. Przykro mi, że nie możemy odczekać, ale tak jak powiedziałem, będziemy gotowi na niedzielę. Mam tylko nadzieję i modlę się, by nie stało się nic poważnego, bo takie przypadki w świecie sportu, po zbyt szybkim powrocie, także już się zdarzały. To nie były tylko urazy, ale kwestie życia i śmierci.

Kibice powinni spodziewać się więc zupełnie innego spotkania od tych, które graliście przed przerwą?

Nie mam co do tego wątpliwości. Przed nami zupełnie inne wyzwania. Dla mnie najważniejsze to mieć pewność, że wszyscy jesteśmy bezpieczni i nie wydarzy się żaden wypadek. Musimy być silniejsi niż nasz rywal, a nasza motywacja jest na bardzo wysokim poziomie. Staraliśmy się przesunąć ten mecz o kilka dni, co pozwoliłoby nam wrócić do formy, ale musimy wyrobić się z rozegraniem trzech spotkań przed zgrupowaniem reprezentacji. Podsumowując więc, mamy inne wyzwania i cele, ale nasza motywacja się nie zmienia.

Planowanie treningów i same treningi też muszą teraz wyglądać inaczej?

Nie da się przeprowadzić normalnego treningu piłki ręcznej. Musimy dochodzić do wszystkiego powoli, małymi krokami, bo tętno dziewczyn wchodzi w „czerwoną strefę” od samego biegania po parkiecie. Nie możemy więc zaczynać mocno. Będziemy powoli wprowadzać kolejne elementy. Mamy środę, a my nadal nie mieliśmy ani jednego typowego dla piłki ręcznej treningu. Zobaczymy, czy uda się to przed meczem.

W swoich mediach społecznościowych byłeś bardzo otwarty co do przebiegu choroby. Jak wpłynęło to na Ciebie osobiście, nie jako trenera?

Przechodziłem przez gorsze rzeczy w życiu, ale nie czułem się dobrze, szczególnie przez cztery, pięć dni. Najniebezpieczniejsze i najgorsze jest jednak to, że nie mamy pojęcia, co się wydarzy, co wywoła wirus, kolejnego dnia. Nikt nie może ci powiedzieć: ok, za dwa dni będzie dobrze. Ludzie umierają od tego wirusa, ale zwykle są to osoby z innymi chorobami. Ja ich nie mam, więc byłem spokojny. Bardzo się też nudziłem w domu, ale tak już jest. Nie marnowałem energii na zastanawianie się i roztrząsanie tego. Uznałem, że skoro tak teraz musi wyglądać życie, to mimo wszystko będę z niego czerpać jak najwięcej. Teraz czuję się już lepiej, ale niestety nadal nie mam węchu i smaku. To chyba najbardziej frustrujące, bo kocham jeść, a chwilowo nie ma żadnego znaczenia, co mam na talerzu. Ta choroba ma więc kilka twarzy: początkowo jesteś nerwowy, bo czujesz się źle, później zaczynasz wszystko akceptować. Myślę, że każdy z nas tę chorobę przejdzie. Nam przytrafiło się teraz, jest za nami i niebawem wrócimy do normalnego życia.

Co możesz powiedzieć trenerem, zawodnikom, których COVID dopiero dotknie?

Bierzcie to na poważnie, zachowujcie dystans społeczny, chrońcie siebie, bo kiedy już wirus uderzy, zrobi to z całą mocą. Tak jak było w naszym przypadku: wszyscy, dosłownie wszyscy z drużyny i sztabu mieli wyniki pozytywne i objawy choroby. Jeśli masz szansę, przestrzegaj obostrzeń i staraj się uniknąć zakażenia. Być może niedługo będziemy mieli dostępną szczepionkę, a kiedy to się stanie, uszanujmy ten fakt. Nie pospieszajmy niczego, wykonujmy odpowiednie testy, także badania krwi i serca, bo nasz przypadek pokazał, że jest to konieczne. Forma moich zawodniczek jest teraz dużo gorsza niż była na pierwszym treningu w lipcu, po znacznie dłuższej przerwie od treningów. Powrót po koronawirusie zajmuje więc naprawdę dużo czasu i trzeba być niezwykle cierpliwym.