Jak to się stało, że mogliśmy cieszyć się z wygranych kadry z klasowymi rywalami dopiero gdy byłyście już właściwie poza turniejem?

Miałyśmy trochę więcej zimnej głowy. Po towarzyskim turnieju w Madrycie wydawało nam się, że zdołamy wyjść z grupy z większą ilością punktów i sprawić niespodziankę. Trochę dały nam do myślenia te dwa pierwsze przegrane mecze z Serbią i Rosją. Wyszłyśmy na nie nastawione na walkę. Zagrałyśmy jednak w obu meczach dwie różne połowy. To są bardzo silne i szybko grające zespoły. Ciężko jest gonić wynik, grając z tak mocnymi rywalami.

Łatwiej wam się grało gdy presja była na niższym poziomie?

Pierwsze spotkania zawsze są trudniejsze. Zespół dopiero wchodzi w turniejową atmosferę. Grałyśmy ponadto z bardzo mocnymi ekipami. Być może gdybyśmy grały na początku z Kamerunem, łatwiej byłoby nam się rozkręcić. Nie ma co jednak gdybać.

W końcu jednak zaliczyłyście wygrane z klasowymi rywalami. Wracacie dzięki temu w nieco lepszych nastrojach?

Przede wszystkim wracamy z ogromnym niedosytem. Zdajemy sobie sprawę z tego, że byłyśmy w stanie zagrać trochę inaczej i osiągnąć lepszy wynik. To kłuje w serducho. Wiemy, że te zespoły były do ogrania. Zwycięstwa były na wyciągnięcie ręki. Nie przegrałyśmy z Rosją i Serbią dziesięcioma bramkami, jak z mistrzyniami olimpijskimi. Dzieliło nas niewiele goli i przede wszystkim błędy, które popełniłyśmy. To najbardziej boli. Punkty uciekły nam głównie przez własne błędy.

Po tych wygranych na koniec mistrzostw jeszcze mocniej żal przegranych na początku turnieju?

Oczywiście. Te mistrzostwa jednak pokazują, że jesteśmy na dobrej drodze. Praca tej reprezentacji idzie w dobrym kierunku. Na pewno podbudowałyśmy się tymi dwoma ostatnimi wygranymi. Pozostaje jednak duży niedosyt i żal. Każda z nas dała z siebie jednak sto procent. Nikt nie grał na pół gwizdka. Nikt nie będzie miał problemu, by spojrzeć sobie w lustro. Mimo że nie osiągnęłyśmy oczekiwanego wyniku, to wiemy, że wykonałyśmy swoją robotę.

Który mecz w twojej opinii wyszedł wam najlepiej?

Słowenki podyktowały nam trudne warunki. Mimo to walczyłyśmy z nimi jak równy z równym. W trakcie tego meczu dobrze funkcjonowałyśmy w obronie i ataku. Popełniłyśmy też najmniejszą ilość błędów. Dlatego też ten właśnie mecze wydaje mi się, że wyszedł nam najlepiej.

Czułyście, że wraz z biegiem turnieju stajecie się coraz silniejszą drużyną?

Pewnie, że tak. Tym bardziej że te porażki nas nie dzieliły, a jeszcze mocniej scalały. Chciałyśmy się podnieść i udowodnić, że potrafimy grać na wysokim, europejskim poziomie. Z meczu na mecz robiłyśmy się mocniejsze. Chciałyśmy być razem i grać jak najlepiej?

Czy po tym turnieju widać fundament położony pod budowę silnej drużyny na przyszłość?

W tym właśnie kierunku działa ta reprezentacja. Kibicom może się wydawać, że są to tylko kolejne przegrane mistrzostwa. Trzeba jednak głośno powiedzieć, że ta drużyna dopiero się buduje. Ten monolit jest w trakcie budowy. Jeśli to będzie szło w tym kierunku, to wierzę, że niebawem postawimy duży krok naprzód. Musimy dać sobie jednak jeszcze trochę czasu. Jest w tym zespole potencjał.

Trudno było się wam zmotywować na te dwa ostatnie spotkania, wiedząc, że jesteście już poza turniejem?

Oczywiście, że nie. Zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że każdy z tych meczów jest ważny. Wiedziałyśmy, że jest dużo do zrobienia w kontekście budowy zespołu. Chciałyśmy podejść do tych spotkań jak najbardziej serio. Zależało nam też na tym, by pokazać kibicom, że potrafimy dobrze grać i wygrywać. Każda z nas podeszła do tych spotkań profesjonalnie.

W której drużynie widzisz faworyta do wygrania mistrzostwa świata?

Myślę, że duże szanse mają Norweżki. Pokazały się z bardzo dobrej strony, chociażby w meczu z Holandią. Francuzki są także bardzo mocne. Postawiłabym zatem na te dwa zespoły.