W czwartek, dzięki wygranej z EUROBUDEM JKS-em Jarosław zapewniłyście sobie brązowy medal. Poczułyście ulgę, uwolnienie od presji?

Patrycja Kozioł: Oczywiście, że tak. W tamtym sezonie po zdobyciu drugiego miejsca nasze ambicje wzrosły jeszcze bardziej. Przed startem obecnego sezonu chciałyśmy osiągnąć jak najwyższy wynik i podtrzymywać dobrą dyspozycję na każdy mecz, choć w pewnym momencie w naszej grze coś się zacięło. Traciłyśmy punkty z rywalami, z którymi nie powinnyśmy. Całe szczęście, że los się do nas uśmiechnął i wciąż byłyśmy w walce o medal. Chyba nikt nie zakładał, że tak to się wszystko potoczy i dojdzie do bezpośredniego meczu o taką stawkę. Po raz kolejny musiałyśmy walczyć o krążek do ostatnich sekund, tym razem udało się zapewnić sobie medal na serię przed końcem, ale samo uczucie było równie niesamowite. To ogromny sukces.

Jak z Twojej perspektywy wyglądał mecz z EUROBUDEM? Zwycięstwo planuje się w każdym spotkaniu, ale tutaj, oprócz zdobycia trzech punktów, ważne było wygranie co najmniej czterema bramkami.

Podczas przygotowań do tego spotkania było wiele nerwowych sytuacji, napięć, bo każdy dawał z siebie wszystko, aby finalnie medal został u nas. Pracowałyśmy nad malutkimi szczegółami, spędziłyśmy wiele godzin na video i wprowadziłyśmy nowe zagrywki, żeby tylko móc zaskoczyć czymś rywala. Kilka dni przed meczem mieliśmy spotkanie z Tomkiem, naszym psychologiem, który sprytnie wymyślił nam grę, gdzie musiałyśmy w swoich zespołach wymyślić taktykę i tym samym pokonać przeciwniczki. Uwielbiamy rywalizację i szukałyśmy sposobów na zwycięstwo, co ostatecznie bardzo fajnie przeniosło się na mecz. Wiadomo, że inaczej gra się u siebie, bo dzięki wsparciu kibiców grało nam się o wiele lepiej. Przede wszystkim zaczęłyśmy dobrze spotkanie i narzuciłyśmy swój styl, co pozwoliło nam kontrolować sytuację na boisku.

Przed Wami teraz starcie z mistrzyniami Polski. Obie drużyny są już pewne medali – to będzie więc rozgrzewka przed finałem pucharu?

Myślę, że chyba już każdy z niecierpliwością czeka na ten finał. Do tego spotkania jeszcze jeden mecz ligowy, który chcemy zagrać swoim poziomie i być zadowolone z siebie. Trudno jest grać z tym samym przeciwnikiem w tak krótkim czasie, ponieważ po pierwszym spotkaniu trzeba poszukać nowych rozwiązań taktycznych, które się sprawdzą i zaskoczyć czymś nowym.

W jakim stylu chciałybyście zakończyć sezon? Trudno już o motywację w takim momencie?

Uważam, że jesteśmy takim zespołem, którego nie trzeba motywować. Od początku konsekwentnie trzymamy swój poziom i w każdym meczu dajemy z siebie wszystko. Każdy sportowiec dąży do zwycięstwa i to, że ten mecz niczego już nie zmieni, jest nieważne. Chcemy zakończyć sezon z przytupem i odebrać medale po wygranej.

Do gry w ekipie Zagłębia wróciła Patrycja Świerżewska. Jakie są jeszcze mocne punkty zespołu?

Lubinianki są znane z dobrej obrony. Mają tak specyficzny styl gry, że każdy zespół w tej lidze ma problem ze znalezieniem drogi do bramki, a i to nie jest gwarantem trafienia, bo między słupkami MKS-u stoi Monika Maliczkiewicz. Interwencje często pozwalają błyskawicznie uruchomić biegające skrzydła, a w ataku dobrze spisują się też rozgrywające, m.in. Patricia Matieli czy Karolina Kochaniak-Sala, które trudno zatrzymać, jeśli złapią własne tempo.

W tym sezonie nie udało się Wam z Zagłębiem wygrać – czemu to taki trudny rywal?

To zespół w zasadzie kompletny, który stwarza zagrożenie na każdej pozycji. Przy dobrej dyspozycji i wejściu na swój poziom, trudno jest zatrzymać tę drużynę. Idealnym przykładem jest nasz ostatni mecz, gdzie mogło się nam wydawać, że wszystko wskazuje na to, że nikt nam tego zwycięstwa nie zabierze. Nagle mecz robi się na styku, przytrafiły się niewymuszone błędy, które w szybki sposób zostały zamienione na bramki. Atutem Zagłębia jest przede wszystkim umiejętność grania nerwowych końcówek, o czym wiele zespołów się już przekonało. 

28. seria PGNiG Superligi kobiet
MKS Zagłębie Lubin – KPR Gminy Kobierzyce
Sobota, 21 maja, godz. 14:30
Transmisja TVP Sport

Rozmawiała Marta Trzeciakiewicz