W grudniu ubiegłego roku ze stanowiska pierwszego trenera MKS-u FunFloor Lublin zrezygnowała Monika Marzec. Jej obowiązki przejął dotychczasowy drugi trener Piotr Dropek. Zarząd lubelskiego klubu zdecydował się powierzyć mu zespół co najmniej do końca trwającego sezonu. Szkoleniowiec z Puław jest związany z biało-zielonymi od lat. Z Piotrem Dropkiem rozmawialiśmy o obecnej kondycji 22-krotnych mistrzyń Polski i jego wizji drużyny z Lublina.

Od czasu, gdy pełnił Pan funkcję pierwszego trenera w Azotach i Piotrkowianinie minęło już trochę czasu. W tym czasie wciąż tliła się w głowie myśl, by znów wejść w tę rolę?

Faktycznie minęło już sporo czasu. Po mojej przygodzie w Piotrkowianinie miałem dwie, czy trzy poważne propozycje, ale niestety sprawy osobiste sprawiły, iż musiałem zostać w Puławach. Tam realizowałem się jako trener grup młodzieżowych i pierwszy trener drugiego zespołu przez ładnych parę lat. Cały czas byłem w rytmie.

Wówczas był Pan bardzo młodym szkoleniowcem. Dziś ten warsztat szkoleniowy jest bogatszy?

Na pewno. Z biegiem czasu, ilością godzin spędzonych w hali, setkami meczów rozegranych na różnych poziomach doświadczenie rośnie. Trzeba analizować swoją pracę. Doskonalić pewne rzeczy i wprowadzać nowości. Ważne też, by obserwować i chłonąć nowe trendy w piłce ręcznej. Na pewno dojrzałem jako trener.

W Lublinie trener nie jest postacią anonimową.

Dobrze znam lubelski MKS. W ostatnim czasie pracowałem tu wspólnie z Moniką Marzec. Wcześniej jednak jeszcze za czasów trenerki Sabiny Włodek, przyjeżdżałem do Lublina, by zajmować się bramkarkami. Współpracowałem również z Robertem Lisem. Teraz losy się tak potoczyły, że zostałem pierwszym trenerem.

Trzeba jednak przyznać, że stanowisko pierwszego trenera lubelskiego MKS-u to tzw. gorący stołek. Od zespołu wymaga się wciąż zwycięstw i spektakularnych sukcesów. Nie było obaw przed objęciem nowej funkcji?

MKS to jest klub bardzo dobrze prowadzony, ułożony. To klub z tradycjami i dużą ilością sukcesów na swoim koncie. Trzeba powiedzieć, że mnóstwo zawodniczek MKS-u grało w reprezentacji Polski i stąd poszło do innych mocnych klubów. Marzeniem każdego trenera jest, by pracować w tak silnym klubie. Realizować się jako trener w pracy z tak dobrymi zawodniczkami.

Władze klubu przedstawiły jakieś warunki, wymagania?

Pracując w takim klubie, nie trzeba umawiać się na konkretne warunki. To jest jasne, że Lublin zawsze walczy o najwyższe cele. My chcemy te cele zrealizować. Wiemy, że będzie trudno, bo mamy już sześć punktów straty do liderek z Zagłębia Lubin. Liga jest jeszcze długa. Pozostały trzy rundy. Przed nami sporo grania. Myślę, że czas będzie działał na naszą korzyść i nasze zawodniczki w tym nowym pomyśle na grę będą się odnajdywać coraz lepiej. Na to trzeba czasu. Wierzę jednak, że będzie to funkcjonować coraz lepiej.

6 punktów to niewiele w kontekście 54 do zdobycia. Pytanie jednak, czy Zagłębie zacznie te punkty tracić.

Jakby nie patrzeć, Zagłębie jest mistrzem Polski. Dwa razy z rzędu zespół z Lubina zdobył tytuł. Nasza drużyna przez ostatnie dwa lata przeszła rewolucję. Wiadomo, że tak szerokie zmiany nie wpływają dobrze na funkcjonowanie zespołu. Nowe zawodniczki potrzebują czasu, by wypracować nowy styl gry. Musi wejść automatyka i wzajemne zrozumienie na parkiecie. Musimy być cierpliwi. Wiadomo, że czasu mamy mało, ale możemy obiecać walkę do upadłego w każdym meczu. To jest jednak sport. Mogą się dziać różne nieprzewidziane rzeczy na boisku i poza nim. Mam na myśli, chociażby zdrowie naszych zawodniczek. My w każdym meczu jednak będziemy grać o zwycięstwo.

MKS w pierwszej fazie sezonu stracił punkty z drużynami, które z dużym prawdopodobieństwem nie trafią do pierwszej szóstki. Z czego to wynika i jak temu zapobiec w kolejnych meczach?

W meczach z Gnieznem i Jarosławiem kontrolowaliśmy przebieg starcia. W pewnym momencie uciekła nam koncentracja. Niestety zdarzają nam się takie bolączki. Najpierw nie wykańczamy skutecznie jednej, czy dwóch stuprocentowych sytuacji, a następnie rywalki łapią wiatr w żagiel. My próbujemy się temu przeciwstawić, gramy nieźle w obronie, ale znów przegrywamy z bramkarzem. To jest rzecz nie do zaakceptowania we współczesnej piłce ręcznej. Mecze wygrywa się, skutecznie wykańczając akcje sam na sam. W kontrataku, czy czystej pozycji z koła, z rzutu karnego… nie możemy się w takich sytuacjach mylić. Jeśli chcemy myśleć o najwyższych celach, to nie może nam zadrżeć ręka. Nie możemy sobie pozwolić na to, by nie umieścić piłki w bramce, gdy ona powinna się tam znaleźć. Zdarza nam się niestety stracić koncentrację, gdy mamy znaczną przewagę bramkową. Zamiast trafić w sytuacji sam na sam i „zamknąć” mecz, pudłujemy i wyciągamy pomocną dłoń do rywali. Pracujemy nad tym. To trudny element. Rozumiem nieodpartą chęć rzucenia ładnej dla oka bramki, by zachwycić kibiców. Staram się jednak tłumaczyć, że najpiękniejszy rzut, to taki, po którym piłka ląduje w siatce. Trzeba jasno powiedzieć, że przytrafia się nam nieskuteczność, ale warto podkreślić, że mamy młody zespół. Młodych zawodników często charakteryzuje to, że trudno im utrzymać koncentrację przez pełne 60 minut. Czasem, zamiast wykonać swoją pracę zgodną z taktycznymi założeniami, próbują spontanicznych, technicznych rozwiązań. Często pod publikę. W konsekwencji wówczas musimy drżeć o wynik.

Jak obecnie wygląda sytuacja kadrowa?

Na pewno borykamy się z pewnymi problemami zdrowotnymi. Niedawno wypadła nam Romka Roszak. Nasza rozgrywająca skręciła nogę i konieczny był zabieg chirurgiczny. Ponadto warto dodać, że obecnie trwa okres, w którym bardzo łatwo o jakąś infekcję, czy przeziębienie. Zdarza się, że jakaś zawodniczka nam wypadnie ze składu na dzień, dwa, lub trzy. Często trzeba reagować na te braki na bieżąco, organizować dodatkowe treningi. Zdarzają się pojedyncze sprawy przeciążeniowe. Kilka zawodniczek wraca po urazach i wiadomo, że potrzeba im nieco więcej czasu, by złapać odpowiednią formę meczową. Każdy klub ma jednak tego typu problemy. Trzeba sobie z tym jakoś radzić. Trzeba wyciągać wnioski i próbować eksponować najlepsze cechy zespołu, a te słabsze ukryć.

Poważne problemy zdrowotne w zespole ograniczają się dziś do urazu Romki Roszak?

Tak, choć oczywiście borykamy się z drobniejszymi urazami. Po dłuższej przerwie wróciła Julia Zagrajek. Nieszczęśliwie niespełna dwa tygodnie temu podkręciła nogę. Powinna już mocniej atakować boisko, lecz niestety miała okropnego pecha. Kontuzje jej nie oszczędzają i zaburzają trening. Ćwiczy jednak już z nami i wygląda na parkiecie przyzwoicie. To kwestia czasu, by weszła do składu meczowego. Magda Więckowska miała też problem z barkiem, ale wróciła do treningów z pełnym obciążeniem. Trzeba przyznać, że wygląda coraz lepiej, a nawet bardzo dobrze. Będziemy korzystać z jej umiejętności i to już niebawem.

Zakres Pana obowiązków niewątpliwie wzrósł. Możemy spodziewać się kolejnych zmian w sztabie szkoleniowym?

W tej chwili współpracuję z większością dotychczasowego sztabu szkoleniowego. Za przygotowanie motoryczne odpowiada Bartek Malec. Paweł Woliński nam bardzo pomaga w rehabilitacji i przygotowaniu motorycznym oraz siłowym. Radek Kozaczuk utrzymuje w dobrej formie nasze bramkarki. Na dziś tak właśnie wygląda sztab szkoleniowy. Do tego dochodzi sztab medyczny w składzie: Tomek Pietras i Piotrek Warzyszak. W takim zestawieniu personalnym zajmujemy się naszymi zawodniczkami i wiem, że to jest bardzo mocny zespół.

Filozofia Piotra Dropka jest kontynuacją myśli szkoleniowej Moniki Marzec, czy możemy spodziewać się szeroko zakrojonych zmian?

Na pewno wiele osób było zaskoczonych po decyzji Moniki Marzec. Pewne rzeczy chcę utrzymać, a pewne udoskonalić. To jasne, że każdy trener ma swoją wizję gry. Ja też pewne rzeczy staram się zespołowi zaproponować. Marzy mi się drużyna mocna w obronie, która z każdej piłki rusza do kontry. Nie zawsze tę kontrę trzeba kończyć. Ważne jednak, by szukać otwartej, ofensywnej gry. Ja pragnę wprowadzać tu swoje pomysły na grę. Chcę sprawić, by ta drużyna grała widowiskową piłkę ręczną. Zależy mi, by zespół grał twardo w obronie i dysponował błyskawicznym, skutecznym kontratakiem oraz efektownym i efektywnym atakiem pozycyjnym. Chcę grać otwartą, ofensywną piłkę. Próbujemy tę wizję zrealizować. Przekonuję dziewczyny do tej właśnie wizji. Widzę, że złapały, o co chodzi i chętnie idą z piłką do przodu. Starają się wypracować sobie, czy lepiej ustawionej koleżance pozycję. Jestem dobrej myśli.

MKS dysponuje zawodniczkami, które są w stanie tę wizję realizować?

Na pewno. Mamy w drużynie zawodniczki bardzo mobilne i szybkie. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać.