Jak oceniasz niedzielne spotkanie ze Startem Elbląg?
Moim zdaniem to był nasz najgorszy mecz w sezonie. Zagrałyśmy bardzo słabo i naszym obowiązkiem jest teraz wyciągnąć z tego wnioski. Nie możemy iść w tym kierunku i liczyć na medal.

Pierwsza połowa była zupełnie nieudana, ale po zmianie stron wyglądałyście już dużo pewniej.
Nie wyszłyśmy na parkiet z myślą, że będzie łatwo. Wręcz przeciwnie. Elbląg to dobry zespół, do składu wróciły zawodniczki, które wcześniej były kontuzjowane i wiedziałyśmy, że musimy naprawdę dużo z siebie dać, żeby wygrać. W pierwszej połowie nic nam nie wychodziło – miałyśmy problem z rzutami, obroną. Druga połowa była już inna, niemożliwe jest, żeby przez cały mecz nie szło. Lepiej prezentowałyśmy się w defensywie, zabrakło nam za to skuteczności. Poprawiłyśmy swoją grę, ale mimo wszystko było to za mało, żeby zdobyć komplet punktów w takim spotkaniu.

O wygranej zdecydowały rzuty karne. Ty wykonywałaś jeden z nich. O czym myślisz, stając w takiej sytuacji na linii siódmego metra?
W takich momentach wszystko rozgrywa się w psychice, niekoniecznie decydują umiejętności. Skupiam się na sobie i nie reaguję na prowokacje ze strony bramkarek. Przede wszystkim staram się uspokoić, być pewna siebie i rzucić mądrze. To nie jest czas na eksperymenty, trzeba być skoncentrowanym. Nie lubię takich końcówek, wolę, kiedy mecz rozstrzyga się w regulaminowym czasie gry. Jeśli jednak jest już taka sytuacja, to chcę być jedną z tych dziewczyn, które biorą na siebie ciężar.

Jak wygląda Wasza praca z trenerem mentalnym?
Dużo rozmawiamy, często wykonujemy też ćwiczenia i wspólne zabawy. Tomek Antosiak tłumaczy nam, na czym polegają różne psychologiczne mechanizmy. Ostatnio skupialiśmy się na rywalizacji pomiędzy zespołami z dwóch stron tabeli – emocjach z tym związanych, motywacjach. Dowiadujemy się mnóstwo dodatkowych rzeczy i uważam, że taka świadomość jest na boisku bardzo ważna. W sporcie nie decyduje tylko przygotowanie fizyczne, ale też głowa. Szczególnie na tym etapie sezonu.

W Polsce jesteś jedną z wyróżniających się rozgrywających. Reprezentacja Macedonii nie chciałaby mieć Cię w składzie?
Wcześniej występowałam w kadrze regularnie, ale jakieś trzy lata temu zdecydowałam, że kończę karierę w reprezentacji. Dostałam propozycję powrotu podczas ostatniego zgrupowania. Mam jednak trochę problemów zdrowotnych, szczególnie ze ścięgnami Achillesa, więc każdą przerwę w polskich rozgrywkach poświęcam na ich leczenie. Jeśli chciałabym grać w dwóch miejscach, w klubie i w kadrze, to prawdopodobnie nie dałabym rady występować nigdzie na sto procent. Muszę rozkładać swoje zdrowie tak, żeby bez problemu dograć do końca sezonu.

Czyli na razie to zamknięty temat?
Na ten moment zasygnalizowałam, że mam problemy zdrowotne. Zobaczymy jak to się wszystko rozwinie. Dostałam informację, że jestem potrzebna w kadrze. W przyszłym roku Macedonia będzie współorganizować Mistrzostwa Europy w piłce ręcznej kobiet i wszyscy liczą na to, że uda się zbudować silną drużynę.

W swoim CV masz występy w kilku ligach, m.in. tureckiej, szwedzkiej czy niemieckiej. Teraz też w polskiej Superlidze. Który ze sposobów rozumienia i szkolenia piłki ręcznej odpowiada Ci najbardziej?
Wszystkie ligi bardzo się od siebie różnią, mają swoje plusy i minusy. W Szwecji dużo uwagi poświęcano motoryce, mniej ważna była technika. Tam dobrze uzupełniałam się z zespołem, miałam umiejętności, którym moje koleżanki z drużyny się uczyły i odwrotnie – codziennie trenowałam to, czego one uczone były od lat. Zrobiłam duży postęp, jeśli chodzi o motorykę. Dlatego też zupełnie nie podobało mi się w Turcji, gdzie w piłkę ręczną grało się „na stojąco”, dlatego szybko stamtąd odeszłam. W Niemczech za to liga jest niesamowicie wyrównana, każdy naprawdę może wygrać z każdym. Jeśli mam być szczera, najlepiej gra mi się w Polsce. Myślę, że tutaj prezentuje się coś pomiędzy naszym, macedońskim sposobem gry, a tym skandynawskim. Lubię ten balans.

Uważasz, że to powód, dla którego w polskiej lidze grasz najdłużej?
Na pewno jeden z powodów. Myślę, że zakończę karierę w Polsce. Poza tym główną przyczyną są ludzie. W poprzednich krajach czułam się typowo jak zagraniczna zawodniczka, która przyjechała po prostu grać, wykonać pewną pracę i ruszyć dalej. W Polsce czuję się częścią zespołu, tutaj gra się dla drużyny, a nie dla indywidualnych celów. Kiedy trafiłam do Piotrcovii dziewczyny od razu się mną zaopiekowały, nie miało znaczenia to, że nie mówiłam po polsku, a one miały czasami problemy z angielskim. To też pozwoliło mi szybciej nauczyć się języka. W Kobierkach też jest świetna atmosfera.

Co jeszcze sprawia Ci problemy w języku polskim?
Z pewnością gramatyka, bo uczyłam się głównie dzięki rozmowom. Najgorsze jest jednak odmienianie słów. W Macedonii wygląda to zupełnie inaczej, chociaż wydaje mi się, że nasz język też nie jest prosty. Trudno mi po prostu zrozumieć wszystkie zasady z odmienianiem końcówek, dlatego najczęściej używam tych, które wydają mi się odpowiednie. Poza tym piszę, oczywiście robię błędy, i czytam. Na pewno zajmuje mi to nieco więcej czasu, ale daję radę.

Kiedy ostatnio byłaś w domu, w Macedonii?
Prawie dwa lata temu. To najdłuższa przerwa, odkąd wyjechałam grać za granicę. Mam nadzieję, że po tym sezonie uda mi się odwiedzić bliskich. Tęsknie za domem.

W wywiadzie na początku zeszłego sezonu powiedziałaś mi, że ucieszyłby Cię brązowy medal i udało się go zdobyć. Jakie masz przewidywania w tym?
Faktycznie, tak było. Trudno mi teraz o tym mówić. Musimy mocno skoncentrować się na swojej grze, skupić na tych meczach, które jeszcze przed nami i zrobić wszystko, żeby po raz kolejny wywalczyć medal. Naszym marzeniem jest oczywiście srebro.

Rozmawiała Marta Trzeciakiewicz