Spotkanie w Gdańsku zamykało 6. kolejkę PGNiG Superligi. Zwycięstwo gospodarzy mogło ich dźwignąć na 5. miejsce, tak samo jak kaliszan. Stawką było jednak coś więcej niż punkty. Niemalże rok temu w hali AWFiS-u gdańszczanie mocno odchorowali porażkę z MKS-em, który zapewnił sobie wygraną po serii „siódemek”, która w ogóle nie powinna była się zdarzyć. Podrażnione ambicje i dobra postawa w ostatnich spotkaniach (7 pkt w 3 meczach) miały w niedzielne popołudnie sprawić radość kibicom czerwono-biało-niebieskich. Energa natomiast jak zwykle – przyjechała, żeby nie tyle sprawić niespodziankę, co odbudować się po dwóch seriach bez punktów (przede wszystkim po dość zaskakującej porażce z MMTS-em Kwidzyn przed własną publicznością).

Mecz wzbudził ogromne zainteresowanie, ponieważ kasy klubu opustoszały z biletów. I od samego początku na boisku czuć było nadchodzące emocje, a nawet nerwowość. Błąd kroków popełnił Marek Szpera i okazję mieli gdańszczanie. Szanse wzrosły po karze dla Kamyszka, ale dostępu do bramki nie zamierzał ułatwiać Krekora. Pierwsze trafienie padło dopiero w 5’ za sprawą Santiago Mosquery. Kaliszanie byli oszołomieni, ponieważ mieli kłopoty z rozegraniem składnej akcji zakończonej rzutem. Natomiast Wybrzeże robiło swoje i po rzucie Jachlewskiego prowadziło 2:0 (6’). Goście czekali na swojego gola do 8 minuty, kiedy to z rzutu karnego pokonał Wałacha Piotr Krępa. Sytuacja przyjezdnych mocno się skomplikowała po czwartym celnym rzucie rywali, jednak wtedy momentalnie odpowiedział Góralski (4:2, 11’). Na parkiecie było mnóstwo walki z obu stron. W 13’ minucie kontakt po efektownym trafieniu Adamskiego złapał MKS (5:4). Przy stanie 6:4 dwie minuty „odsiadki” musiał odpokutować Doroshchuk i dzięki temu zrobiło się miejsce dla Krępy, który nie zwykł marnować czystych okazji. Obrotowy z Kalisza był w 17’ autorem wyrównującej bramki (6:6) i ponownie szanse wynosiły 50 do 50. Trwało to zaledwie kilkanaście sekund, bo piłka ponownie zdążyła zatrzepotać w sieci za sprawą Papaja, Kosmali i Tomczaka (9:8). Przeciwnicy nie cofali się jednak ani o krok i deptali po piętach graczom trenera Jurkiewicza (9:10). Nie miał sobie równych pod polem karnym Krępa (4/4, 100%). Na 5 minut przed końcem to przyjezdni po raz pierwszy wyszli na prowadzenie (10:11), a na tory z początku meczu próbowali wrócić gdańszczanie. Gdy licznik rywali zabił po raz dwunasty, o czas poprosił Mariusz Jurkiewicz, aby naoliwić mechanizm swojej drużyny. Efekt był inny, niż by oczekiwał szkoleniowiec Torus Wybrzeża, bo to goście wyszli na trzybramkowe prowadzenie (13:10) w 28’. Dopiero Jacek Sulej odblokował swój zespół po 6 minutach „ciszy”. Na przerwę to jednak Energa MKS Kalisz schodziła w dużo lepszych nastrojach prowadząc 16 do 11.

Drugą połowę otworzył indywidualną akcją Mateusz Jachlewski, ale gorszy nie chciał być inny Mateusz – Góralski i przewaga gości wciąż była utrzymana (12:17). Po karze dla Wróbla i wejściu Szpery wzrosła nawet do 6 goli (12:18). Mocno pilnowany był w tym meczu Mateusz Kosmala i nawet okazje z 7. Metra, które normalnie zamienia na gole, nie przekuwały się w bramki. Na 20 minut przed końcem kaliszanie prawie podwoili swoją zdobycz z I części i wytrwale zmierzali do upragnionego końca (22:14). Gospodarze cierpieli natomiast na brak skuteczności. Niestety nie funkcjonowała także bramka, w której zmieniali się Miłosz Wałach z Arturem Chmielińskim. Zryw przyszedł w 42’, kiedy trzy razy z rzędu trafili gospodarze (17:23). Wstrząsnęło to na tyle trenerem Strząbałą, że zarządził „zbiórkę” swojej ekipy, aby przypomnieć plan, z którym przyjechali do Gdańska. Gdy na zegarze wybił ostatni kwadrans przyjezdni nadal nie zdradzali symptomów utraty pewności siebie. Przerwa podziałała łagodząco i momentalnie Krępa i spółka odbudowali utraconą zaliczkę (26:18, 48’). Tylko cud mógł tego dnia uratować punkty gdańszczanom. Pierwszy mały zdarzył się, gdy trafił Kosmala z „siódemki”, a drugi, gdy przycelował Pieczonka. Trzeci załatwił raz jeszcze Kosmala i zrobiło się 26:21. Hala AWFiS-u odżyła. Cud nie wydawał się już nierealny. Pozostawało nadal 10 minut. Cud numer 4 zaserwował Mateusz Wróbel i było 22:26, a czerwoną kartę obejrzał Kamyszek. Mijały minuty i wciąż bronili się aktywnie przyjezdni. Cztery bramki wciąż pozostawały do odrobienia. Odradzał się Artur Chmieliński. W 58’ ostatnią próbę zmotywowania swoich podopiecznych podjął Mariusz Jurkiewicz. Ostatni cios zadali jednak gracze MKS-u, a mianowicie Kacper Adamski i cud tym razem się nie wydarzył. Drużyna Energi MKS Kalisz pokonała Torus Wybrzeże Gdańsk 30 do 24 i po dwóch porażkach ponownie zgarnęła komplet punktów.

Torus Wybrzeże Gdańsk vs Energa MKS Kalisz 24:30 (11:16)

GDA: Wałach, Chmieliński – Stojek, Mosquera 3, Pieczonka 3, Leśniak, Doroshchuk, Jachlewski 3, Sulej 3, Kosmala 4, Papaj 3, Wróbel 1, Tomczak 3, Janikowski 1, Woźniak.

Trener: Mariusz Jurkiewicz.

KAL: Krekora, Zakreta – Krępa 8, Tomczak 4, Kamyszek, Adamski 5, Kus 2, Drej, Pedryc, Góralski 2, Wróbel, Szpera 5, K. Pilitowski 2, Bekisz 1, Makowiejew 1.

Trener: Tomasz Strząbała.