Oczywiście najbardziej cenieni są tacy zawodnicy, którzy grają i w obronie, i w ataku – to oni są zazwyczaj głównymi postaciami zespołów. Takie zaangażowanie w grę wymaga jednak końskiego zdrowia. Oczywiście graczy o odpowiednich zdolnościach znajdziemy w PGNiG Superlidze sporo, jednak część z nich warto wyróżnić szczególnie.

Przez ostatnie lata w oczy jako specjaliści od czarnej roboty (nie) rzucali się w oczy Mateusz Jachlewski i Przemysław Krajewski. „Siwy” przez prawie półtorej dekady występował na lewym skrzydle w Łomży Vive Kielce, ale najpierw Bogdan Wenta, a potem Talant Dujszebajew wyżej niż umiejętności strzeleckie cenili jego zaangażowanie i rozumienie taktyki w obronie. Trzeba zagrać na dwójce przy płaskim 6-0? Jachlewski już jest na miejscu. Gramy z wysuniętym obrońcą 5-1? Proszę bardzo, Mateusz już biega między rozgrywającymi przeciwnika. A gdy tylko nadarzyła się okazja do kontry, wykorzystywał ją z zamkniętymi oczami. Do tego wszystkiego zawsze był w cieniu – zarówno w kadrze, jak i w klubie. I nigdy na to nie narzekał. Od zeszłego sezonu jego zadania się zmieniły, podobnie jak klub, bo w Torusie Wybrzeżu Gdańsk jak za dawnych lat występuje na środku rozegrania. Cały czas jednak mocno pracuje dla dobra drużyny.

Mateusz Jachlewski

Bardzo podobnie w Orlenie Wiśle Płock wygląda rola Krajewskiego, który też gra na dwójce w obronie, może również pracować jako wysunięty obrońca (choć w tej roli częściej oglądamy Lovro Mihicia). No i też nie ma cech gwiazdy, choć dobrze zna swoją wartość.

W innych ekipach też nie brakuje ludzi z cienia, będących bardzo ważnymi ogniwami swoich ekip, choć próżno szukać ich w czołówkach list strzelców. Tak jest na przykład z Przemysławem Zadurą z Gwardii Opole. 33-letni prawy rozgrywający zalicza swój dziesiąty sezon w Superlidze, a tylko jeden z nich zakończył z dorobkiem ponad 100 bramek. W zeszłym sezonie dzięki temu, że wchodził do obrony, w ataku mógł błyszczeć Szymon Działakiewicz. Teraz Zadura ma trudniejsze zadanie, bo wobec kłopotów zdrowotnych Miłosza Bączka musi grać całe mecze. Podobnie zresztą jak Marek Szpera w Enerdze Kalisz, ale 34-latek to akurat jedna z gwiazd kaliskiej ekipy, więc trudno go zaliczać do grupy ludzi z drugiego szeregu.

Przemysław Zadura

Taki status na pewno można za to przyznać jego klubowemu koledze Robertowi Kamyszkowi. Lewy rozgrywający przyszedł do Energi z Arki Gdynia w glorii znakomitego strzelca. Pod kierunkiem trenera Tomasza Strząbały stał się jednak bardziej uniwersalnym zawodnikiem i znacznie lepszym obrońcą wspierającym kolegów pod obiema bramkami.

O ile Kamyszek dopiero wkracza w najlepszy dla szczypiornisty wiek (ma 26 lat), o tyle do końca kariery zbliża się już starszy od niego o osiem lat Kamil Krieger. Od zawsze był postrzegany raczej jako gracz defensywny, co nie przeszkodziło mu zdobyć już grubo ponad 600 bramek. Zadebiutował w Superlidze w 2006 roku w barwach MMTS Kwidzyn, potem grał w Kielcach, znów w Kwidzynie, Stali Mielec i Zagłębiu Lubin, by na stare lata wrócić do MMTS. To twardy obrońca, który w razie potrzeby potrafi jednak bezkompromisowo zaatakować obronę przeciwnika i zdobyć bramkę – nie raz w ten sposób tchnął ducha walki w kolegów.

Kamil Krieger

Chyba jeszcze lepszym przykładem człowieka orkiestry byłby tu Paweł Krupa z Sandra Spa Pogoni Szczecin, ale on w swojej drużynie ma podobny status jak Szpera w Kaliszu i w cieniu na pewno się nie chowa.

Na koniec zostawiliśmy Krzysztofa Łyżwę z zabrzańskiego Górnika, jednego z najbardziej wszechstronnych szczypiornistów PGNiG Superligi. Nie dość, że zdobywa średnio ponad 2,5 bramki na mecz, dużo asystuje, gra w obronie, to jeszcze potrafi mocno rzucać zarówno lewą, jak i prawą ręką. Dzięki temu jest w stanie niemal równie dobrze zagrać na każdej pozycji w drugiej linii. Posiadając obok tak uniwersalnego zawodnika, błyszczeć mogą jego koledzy – zarówno kołowi, (jak przez kilka sezonów Marek Daćko), jak rozgrywający czy skrzydłowi. Z pewnością Paweł Krawczyk czy od tego sezonu Damian Przytuła mogą się tylko cieszyć, że obok gra ktoś taki jak Łyżwa.

Krzysztof Łyżwa