Obaj wcześniej grali w lidze rosyjskiej. Artemenko reprezentował Dynamo Astrachań, a Ilczenko CSKA Moskwa. Dla obu 24 lutego kojarzy się tylko z jednym odruchem: jak najszybciej opuścić kraj agresora, który napadł na ich ojczyznę. – Kiedy zobaczyłem w mediach, że rozpoczęła się wojna, od razu chwyciłem za telefon. Zacząłem dzwonić do rodziny, bliskich, przyjaciół i pytałem czy są bezpieczni – wspomina nie tak odłegłe czasy “mały Dima”, jak nazywany jest w Górniku nowy lewoskrzydłowy, Artemenko. – Ja dostałem smsa od rodziny, kiedy rano szedłem na trening. Od razu podjąłem decyzję, że muszę z rodziną wyjechać z Rosji. Poszedłem do dyrektora CSKA Moskwa i zażądałem rozwiązania kontraktu – dodaje “duży Dima”, czyli obrotowy Ilczenko. 

Procedury musiały potrwać, ale obaj postanowili udać się do Polski. – Mamy tu znajomych, między innymi Witalija Nata, który trenuje Chrobrego. To on nas przygarnął. Zresztą to był dla nas oczywisty kierunek, bo wszyscy wiedzieliśmy jak bardzo Polacy pomagają Ukraińcom – mówi Ilczenko. Aktualny trener głogowian w przeszłości był zawodnikiem Górnika i jego kapitanem. Po zakończeniu kariery zawodniczej został trenerem i objął ukraiński ZTR Zaporoże. Tam pracował z oboma Dimami. 

Zresztą “Witek” chciał obu nie tylko dać dom, ale także pracę. Jego klub jednak nie mógł przyjąć nowych zawodników, więc zaczął szukać im innych pracodawców. Wiedząc o osłabieniach Górnika, zaproponował ich Marcinowi Lijewskiemu. – Mały Dima był też na liście pewnego agenta, który zajmował się poszukiwaniem klubów dla zawodników z Ukrainy. Była przy nim adnotacja, że jest wyjątkowy. Zaprosiłem go na trening i… jest właśnie taki – dodaje Marcin Lijewski, trener Górników. Równie mocno komplementuje też obrotowego: – Witek go zachwalał. I nie minął się z prawdą: umie się zastawić, umie złapać piłkę, mało kto go jest  w stanie przestawić – mówi szkoleniowiec zabrzan. 

Obaj Ukraińcy szybko zaaklimatyzowali się w Zabrzu. Z Trójkolorowymi trenowali od trzech tygodni i bardzo szybko pokazali swoją wartość. Nie pierwszy zresztą raz na Hali Pogoń, bo wcześniej przecież grali tu w sparingach, gdy prowadził ich wspomniany Nat. 

Prędko pojawił się pomysł, by zatrudnić ich obu. Oczekiwano jednak na specjalne okno transferowe, które otwarło się ledwie przed kilkoma dniami. – Znamy tę halę, znamy ten klub, dobrze się tu czujemy.  Zwłaszcza w tych barwach – uśmiecha się “mały Dima”, wskazując na herb na treningowym trykocie. Nie mieli więc wątpliwości, że to dobre miejsce dla nich. 

Choć na treningach dają z siebie wszystko, to jednak głowami są wciąż w ojczyźnie. Dmytro Ilczenko pochodzi z Kijowa i tam też przebywa praktycznie cała jego rodzina. – Wiem, że ciocia i siostra z synem wyjeżdżają do Polski, chcą do nas dołączyć – mówi nowy obrotowy. – Ale mama powiedziała, że nigdy i do końca życia nie chce opuszczać swojej ziemi – zawiesza głos blisko dwumetrowy zawodnik. Jego krewni uczestniczą też w walkach…

“Mały Dima” głową jest w Melitopolu, który jest aktualnie okupowany przez Rosjan. – Kontakt jest nieregularny. Raz mają zasięg telefonu, raz nie. Na razie moja rodzina jest cała, ale wiem, że jest tam niebezpiecznie… – wzdycha lewoskrzydłowy. 

Od fatalnych myśli odciąga ich praca i skupienie na treningach. Obaj zawodnicy mają szansę występu już w Tarnowie. Aby się to dokonało, konieczne jest jednak dopięcie pewnych formalności. – Tak czy inaczej musimy wygrać – deklaruje Ilczenko. – Chcemy zdobyć punkty, bo Górnik ich potrzebuje. Chcemy też pomóc Górnikowi w osiągnięciu jego celów, bo wiemy, że zespół przeżywał swój kryzys – wtóruje Artemenko. 

Chcemy też pokazać, że jesteśmy potrzebni i dać zespołowi najlepsze, co możemy zaoferować – deklarują wspólnym głosem reprezentanci Ukrainy.