Tuż przed pierwszym gwizdkiem Bartłomiej Tomczak otrzymał z rąk prezesa Bogdana Kmiecika pamiątkową koszulkę z okazji zdobycia przez „Koparę” tysięcznej ligowej bramki dla Górnika. Zabrzanie rozpoczęli bardzo szybko od trafienia Bartka Bisa. Po chwili drugą bramkę dołożył Iso Sluijters. Goście jednak dopiero się rozkręcali i w szóstej minucie wypracowali remis 3:3. Katem zabrzan był Przemysław Krajewski, który ledwie minutę później po serii trzech trafień wypracował pierwszą przewagę płocczan w tym meczu – 5:4. Po tym trafieniu jednak oba zespoły intensywnie walczyły w ataku, ale nie powiększały swojego dorobku. Dopiero Zoltan Szita w 14. minucie zdobył bramkę na 6:4. Goście jednak wciąż prowadzili dwoma-trzema trafieniami, a zabrzanie mieli spory problem ze sforsowaniem szczelnej obrony Wisły. Co więcej Nafciarze rozgryźli defensywę zabrzan i z łatwością zwiększyli przewagę aż do wyniku 11:6. Trafienie Ruiza był dostatecznym argumentem, by po 17-minutowym fragmencie meczu, w którym zabrzanie trafili tylko dwa razy, wziąć już drugi czas. Trener Lijewski skorzystał z tego rozwiązana bez oporów. – To nie jesteśmy my! – zakrzyknął do swoich podopiecznych, trafnie diagnozując problemy z obroną. Zabrzanie powoli zaczęli odrabiać straty. Najpierw trafił Krzysztof Łyżwa, po chwili Bartek Tomczak. A gospodarze jakby się pogubili po tej odmianie Górników.  Ale tylko na chwilę, bo do przerwy zdołali jednak jeszcze powiększyć przewagę do 14:8.  

Druga połowa rozpoczęła się od kary dla Łukasza Gogoli. Choć goście wciąż utrzymywali dystans, to jednak zabrzanie prezentowali się po przerwie nieco lepiej. Uszczelnili obronę i pewniej wykorzystywali nadarzające się okazje. Stąd też seria trzech trafień z rzędu. 

Ale to było mało! Po chwili bramkę dołożył Bis i Gogola i z ośmiu bramek przewagi Wisły po 33. minutach, zrobiło się tylko trzy (13:16)! Tego wciąż było jednak za mało na tak doświadczony zespół, jak Orlen Wisła Płock. Wszak już po chwili goście trafili dwukrotnie z rzędu. Rozkręcił się jednak wyraźnie Jakub Skrzyniarz, który odbijał kolejne próby gości, jakby chcąc doścignąć imponujący, sięgający 47%, wynik obron Adama Morawskiego z pierwszej połowy. Świetnie przyspieszył też grę Sasza Buszkow, który nie tylko  popisywał się w obronie, ale przede wszystkim dawał świetne impulsy do walki w ataku. Na kwadrans przed końcem meczu zabrzanie jednak stanęli w wyjątkowo trudnej sytuacji, wszak musieli sobie radzić w podwójnym osłabieniu niemal przez całe dwie minuty. Wykluczeni zostali Adamuszek i Gogola. I choć bramkę zdołał strzelić Kondratiuk, to jednak goście mieli trzy okazje na rzuty do niechronionej bramki. Co gorsza, Łukasz Gogola wbiegł na boisko na 10 sekund przed końcem swojego wykluczenia, za co zarobił trzecie wykluczenie i w rezultacie… czerwoną kartkę. Płocczanie wykorzystali ten przestój Zabrza i znów wyszli na osiem bramek przewagi. Co więcej, jeszcze bardziej uaktywnili obronę, grając ustawieniem 4:2 z aktywnymi środkowymi defensorami, uprzednio błyskawicznie zbiegając do obrony. I to dało im 10 bramek przewagi na siedem minut przed końcem spotkania. Zabrzanie po końcowej syrenie przegrywali 27:17. Stanęli jednak przed okazją na rzut karny. Jan Czuwara trafił, ustalając dokładnie ten sam wynik, co we wrześniu – 18:27. 

Górnik Zabrze – Orlen WIsła Płock 18:27 (8:14)

Górnik: Kazimier, Skrzyniarz – Daćko 1, Bis 2, Tomczak 1, Łyżwa 1, Sluijters 2, Czuwara 3, Pawelec, Buszkow 3, Gogola 3, Kondratiuk 2, Dudkowski, Krawczyk, Adamuszek. Trener: Marcin Lijewski

Kary: 8 minut (Gogola 3, Adamuszek)

Czerwona kartka: Gogola (z gradacji kar)

Karne: 2/3

Wisła: Morawski, Homayed – Daszek 7, Stenmalm, Ruiz 2, Serdio 1, Susnja, Szita 3, Komarzewski 2, Krajewski 4, Terzić, Dutra Ferreira 1, Mihić 6, Czapliński, Mindeghia 1. Trener: Xavier Sabate

Kary: 4 minuty (Susnja 2) 

Karne: 1/1