Mecz zaczął się błyskawicznie. Nie minęło jeszcze 90 sekund, a już padły trzy bramki, w tym dwie dla gości. Oba zespoły przez kolejne minuty wymieniały się ciosami, a nawet gdy któryś wychodził na prowadzenie, to rywale prędko dopadały wyniku remisowego. Szansą dla Górnika mogła być pierwsza dwuminutowa kara wymierzona Bartkowi Tomczakowi. I choć nie udało się od razu wykorzystać luki w defensywie, to po chwili paradą popisał się Jakub Skrzyniarz w bramce, a prowadzenie 5:4 dla zabrzan wywalczył Krystian Bondzior.

Mecz wciąż nie ustawał na tempie, a kibice czasem wręcz nie byli w stanie nadążyć za kolejnymi akcjami. Tempo spadło w okolicach 13. minuty. Widać było, że zawodnicy zaczęli oszczędzać siły na kolejne minuty spotkania. Przez kilka chwil na boisku przeważali kaliszanie, a kiedy zabrzanie po krótkiej przerwie na żądanie trenera Lijewskiego zdołali wyrównać 10:10, musieli radzić sobie w osłabieniu po dwuminutowym wykluczeniu dla Bartka Bisa. Dopiero w 22. minucie któryś z zespołów wyszedł na dwubramkowe prowadzenie. A była nim Energa MKS po trafieniu Bartka Tomczaka z bardzo trudnej pozycji. Na kłopoty skrzydłowi! Najpierw Dawid Molski trafił z rzutu karnego, a po chwili świetną kontrę wykończył Krystian Bondzior, trafiając po raz piąty w tym sezonie w PGNiG Superlidze. Niestety chwilę później decyzją sędziów musiał odpocząć przez dwie minuty po faulu na “Koparze”. Lukę uzupełnił Gogola, który zanotował fantastyczne trafienie z 9. metra, rzucając z biodra. Wciąż jednak największym zagrożeniem dla zabrzan była pierwsza linia MKSu, a zwłaszcza bezbłędny Piotr Krępa, który potrafił poradzić sobie nawet z trzema obrońcami gospodarzy.   

Passa się obróciła i na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy na dwie bramki prowadzenia wyszli gospodarze. Ten wynik utrzymywał się praktycznie do końca, gdy kaliszanie mieli jedynie 30 sekund na zmniejszenie strat. Wynik uratował jednak niezawodny w tym starciu Martin Galia, a pierwsza połowa zakończyła się rezultatem 17:15. 

W drugiej połowie zanotowaliśmy debiut w PGNiG Superlidze. Na boisku zameldował się Igor Bykowski, który zmienił Dawida Molskiego. Po drugiej stronie boiska pojawił się kolejny debiutant w krajowych rozgrywkach, choć o wiele bardziej doświadczony w zawodowej grzej – Lubomir Ivanitsa. I tak szybko, jak trafił do bramki, tak też zszedł na dwuminutową karę za… rzekomo celowe zagranie nogą. Dołączył tym samym do oddelegowanego na bramkę kilkanaście sekund wcześniej Damiana Przytuły, a Górnik musiał radzić sobie w solidnym osłabieniu. Gospodarze zdołali jednak utrzymać prowadzenie, dzięki kapitalnej interwencji Martina Galii. 

Co się odwlecze, to nie uciecze, a kaliszanie zdołali jednak w 36. minucie zremisować 18:18. Zdawało się, że to goście przejęli inicjatywę. Na straży wyniku stał głównie Martin Galia, który notował kolejne niesamowite interwencje. Świetnie jednak spisywał się też Łukasz Zakreta po drugiej stronie, który odczytywał doskonale zamiary rozgrywających gospodarzy. W końcu i zabrzanie wrócili na właściwe tory. Na 11 minut przed końcem spotkania wyszli na prowadzenie 23:20. Głównie dzięki uszczelnieniu obrony, co w znacznym stopniu utrudniało gościom odnalezienie drogi do bramki. To jednak nie ostudziło apetytu kaliszan, którzy już po chwili zdołali odrobić straty i na pięć minut przed końcem przegrywali tylko jednym trafieniem. Co więcej, przez indywidualne błędy w ataku Górnika, stanęli także przed szansą na remis. Wykorzystał ją Kacper Adamski bardzo ładnym rzutem z okolic 10 metra. 

Na niespełna trzy minuty przed końcem mecz wciąż nie był rozstrzygnięty. O wyniku decydować miały niuanse. Emocje sięgały zenitu. Wyraz dało temu starcie słowne Krzyśka Łyżwy i Mateusza Kusa, które nie tylko zakończyło się interwencją kolegów, którzy ich rozdzielali, ale także obustronnym wykluczeniem.  

Z wyrównania Górnika wyrwał rzut karny w wykonan ia Gogoli. Zabrzanie stanęli jeszcze przed szansą na zwiększenie przewagi, ale piłkę przejęli rywale. Mieli siedem sekund na zdobycie wyrównania i doprowadzenia do rzutów karnych. Goście nie zdołali pokonać rywali, ale w trakcie dobitki Bartka Tomczaka błąd popełnił Krystian Bondzior. Sędziowie równo z końcową syreną wskazali na linię siódmego metra. Przed szansą na wyrównanie stanął Marek Szpera, który długo mierzy w bramkę Martina Galii. Rzucił mocno, ale… trafił tuż obok słupka. To zabrzanie ostatecznie wygrali to spotkanie 25:24. MVP meczu został niesamowity Martin Galia. 

Górnik Zabrze – Energa MKS Kalisz 25:24 (17:15)

Górnik: Galia, Skrzyniarz – Molski 4, Bondzior 5, Bis 1, Łyżwa 3, Galia, Krawczyk 2, Gogola 5, Ivanytsia 1, Dudkowski, Skrzyniarz, Kaczor 1, Bykowski, Adamuszek 1, Przytuła 2. Trener: Marcin Lijewski

Kary: 12 minut (Bis 2, Bondzior, Łyżwa, Ivanytsia, Przytuła) 

Karne: 3/4

Kalisz: Krekora, Zakreta – Krępa 6, Tomczak 5, Kamyszek, Adamski 5, Kus 2, Drej 1, Pedryc, Góralski 1,  Szpera 3, Pilitowski K., Pilitowski M. 1, Makowiejew. Trener: Tomasz Strząbała

Kary: 8 minut (Tomczak, Adamski, Kus, Szpera)

Karne:  2/3