Warto było czekać na taki finał sezonu 2020/2021! Drużyna Łomża Vive Kielce pokonała Orlen Wisłę Płock w ostatniej kolejce PGNiG Superligi, ale losy meczu rozstrzygnęła dopiero seria rzutów karnych. W ten sposób kielczanie przypieczętowali 18. w historii tytuł Mistrzów Polski, a rozgrywki zakończyli z kompletem 26 zwycięstw!

Łomża Vive Kielce – Orlen Wisła Płock 29:29 (15:13), k. 4:3

Łomża Vive Kielce: Kornecki (1/8=13%), Wolff (6/28=21%) – Moryto 7, Fernandez 6, Sićko 5, Karačić 4, Vujović 2, Tournat 2, Karalek 1, Lijewski 1, Olejniczak 1, Surgiel, Kaczor, Gudjonsson, Kulesh, Faruk

Orlen Wisła Płock: Morawski (8/36=22%), Stevanović (0/1=0%) – Krajewski 8, Daszek 7, Mindegia 6, Szita 4, Fernandez 2, Serdio 1, Mihić 1, Ruiz, Toto, Komarzewski, Susnja, Czapliński, Terzić, Stenmalm

Pierwsza siódemka: Wolff – Fernandez, Kulesh, Karačić, Vujović, Moryto, Tournat

Choć stawką niedzielnej “Świętej Wojny” był przede wszystkim prestiż, bo drużyna Łomża Vive Kielce jeszcze przed ostatnią kolejką gier zapewniła sobie zwycięstwo w ligowej tabeli, nikt nie miał wątpliwości, że ostatni mecz w sezonie dostarczy odpowiednich emocji. „To będzie święto dla kibiców, dla piłki ręcznej i dla zawodników” – zapowiadał Talant Dujshebaev. I się nie pomylił.

Mecz wyjątkowym czynił również fakt, że to właśnie w niedzielę po raz pierwszy w 2021 roku na trybunach Hali Legionów zasiedli kibice. Choć frekwencja mogła wynieść tylko przepisowe 50% pojemności hali, kieleccy fani jeszcze przed pierwszym gwizdkiem zgotowali naszym zawodnikom gorący doping.

Ten zaś poniósł zawodników Łomża Vive Kielce, którzy bardzo dobrze weszli w mecz i już po pięciu minutach gry prowadzili 3:1. Premierowe trafienie dla naszego zespołu zdobył Angel Fernandez, dla którego był to ostatni mecz w żółto-biało-niebieskiej koszulce. Po chwili między słupkami doskonale odnalazł się także Andreas Wolff, który zatrzymał m.in. rzut karny egzekwowany przez Przemysława Krajewskiego. Od pierwszych minut na parkiecie pojawił się także kończący zawodniczą karierę Krzysztof Lijewski, wzmacniając kielecki blok defensywny.

To właśnie na bardzo twardej i agresywnej obronie swoją grę opierały oba zespoły. Dość powiedzieć, że tylko w trakcie pierwszej partii sędziowie podyktowali aż osiem rzutów karnych i sześć dwuminutowych kar. Mistrzowie Polski wykorzystali wszystkie pięć “siódemek”, w obozie Nafciarzy raz pomylił się wspomniany Krajewski.

Wraz z biegiem czasu kielczanie konsekwentnie powiększali dystans dzielący obie ekipy. Gdy minął pierwszy kwadrans, Igor Karačić trafił na 8:5. W 23. minucie cztery bramki przewagi Łomża Vive Kielce dał Michał Olejniczak (14:10). Co ciekawe, tylko dwóch zawodników Mistrzów Polski w trakcie pierwszej połowy trafiło więcej niż jeden raz. Ci, którzy punktowali, czyli Arkadiusz Moryto oraz Angel Fernandez, byli jednak najskuteczniejszymi graczami na parkiecie.

Rywalom udało się zmienić nieco obraz meczu tuż przed zejściem do szatni. Najpierw zniwelowali oni straty do dwóch “oczek” (13:15), by po zmianie stron doprowadzić do pierwszego od stanu 1:1 remisu. Bramkę wyrównującą zdobył Przemysław Krajewski (16:16, 36. min.). Wiślacy mieli nawet szansę na objęcie prowadzenia, ale świetnie w obronie dwukrotnie zachował się Branko Vujović.

Wydawało się, że po chwili zadyszki kielczanie odzyskali inicjatywę, bo w kolejnych minutach krok po kroku odbudowywali przewagę. W 47. minucie na 23:20 trafił Karačić. Na lepszy okres gospodarzy zdecydowanie zareagowali jednak goście, którzy odwdzięczyli się serią czterech bramek i pierwszym w meczu prowadzeniem (25:24, 51. min.). Zaraz po tym czerwoną kartkę obejrzał Leon Susnja, a na parkiecie zawrzało.

Oba zespoły już do końca meczu nie odstępowały się na krok. Raz prowadzili jedni, raz drudzy, ale w regulaminowym czasie gry nie udało się wyłonić lepszego. Na remis 29:29 trafił Niko Mindegia, kielczanie poprosili jeszcze o czas na żądanie 40 przed końcem meczu, ale ostatni atak zatrzymał Adam Morawski. Na odpowiedź gościom nie starczyło już czasu.

Efektem o zwycięstwie zadecydować miały rzuty karne. Najpierw trafili Krajewski oraz Fernandez, a bramkarze okazali się lepsi od Daszka oraz Karacicia. Kolejni egzekutorzy byli już nieomylni aż w końcu Andreas Wolff zatrzymał Lovro Mihica. Zaraz po tym Branko Vujović trafił na wagę zwycięstwa.